Syn sędziego i jednocześnie asystent sędziego w białostockim sądzie okręgowym po pijanemu staranował samochodem uliczną latarnię. Sąd jednak warunkowo umorzył jego sprawę. Prawomocnie. Był początek grudnia ub.r. O godz. 3.30 policja dostała sygnał o kierowcy daewoo nubiry, który przy ul. Mazowieckiej w Białymstoku ściął słup oświetleniowy. Sprawa jak wiele innych, no może poza tym, że szofer wydmuchał w alkomat 1,3 promila alkoholu. Kierowcą okazał się Krzysztof T., który od 2008 roku pracował w białostockim sądzie okręgowym jako asystent sędziego. I jednocześnie syn sędziego, który pracował w tym samym sądzie.
Dla mundurowych to rutynowa sytuacja. Wszczynają dwa postępowania. Jedno o spowodowanie kolizji, drugie za kierowanie pojazdem w stanie nietrzeźwości. W tej sytuacji prokuratura wysyła do sądu akt oskarżenia. Co prawda jeszcze na etapie śledztwa Krzysztof T. składał wnioski o warunkowe umorzenie całej sprawy, ale prokuratura konsekwentnie się na to nie godziła.
Co to jest warunkowe umorzenie? To taka furtka w przepisach. Niby formalnie sąd stwierdza, że człowiek popełnił przestępstwo, karze go, ale jednocześnie w myśl prawa taka osoba pozostaje niekarana. Jest to bardzo ważne np. przy zatrudnieniu we wszelkich urzędach, policji czy sądach. Osoby z wyrokami w tych miejscach są dyskwalifikowane już na samym początku.
Tajny sąd
W marcu białostocki sąd rejonowy na zamkniętym posiedzeniu, wbrew stanowisku prokuratury, zgodził się na warunkowe umorzenie sprawy Krzysztofa T. Zastosował wobec niego środek karny – bo to nawet nie jest wyrok – dwuletni okres próby, podczas którego mężczyzna nie może powtórzyć swojego zachowania, dwa lata bez prawa jazdy i nakaz zapłacenia 5 tys. zł na cel społeczny.
Prokuratura Rejonowa Białystok Południe, która prowadziła śledztwo dotyczące kierowcy od razu się odwołała od tego rozstrzygnięcia. Jej apelacja trafiła do białostockiego sądu okręgowego, w którym pracuje ojciec Krzysztofa T. Tu jednak sędziowie jak jeden wyłączyli się z rozpoznawania tej sprawy. Przekazano ją do Sądu Okręgowego w Olsztynie. Sąd wczoraj zajął się apelacją śledczych.
Odrzucił ją w całości i utrzymał werdykt białostockiego sądu.
– Sąd odwoławczy, utrzymując zaskarżony wyrok w mocy, kierował się m.in. tym, że czyn, jakiego dopuścił się oskarżony miał charakter incydentalny w jego życiu, poza tym wobec oskarżonego orzeczono środek karny i świadczenie pieniężne w dość dużym rozmiarze – poinformował „Gazetę” Piotr Zbierzchowski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Olsztynie.
Ten wyrok jest prawomocny i nie można się od niego już odwołać.
Włos nie spadł
Krzysztof T. od momentu zatrzymania do wczoraj był zawieszony w swojej pracy w sądzie. Zawieszenie polegało to na tym, iż nie wykonywał żadnych obowiązków zawodowych, choć dostawał pensję. Przez pierwsze trzy miesiące było to 100 proc. wynagrodzenia, po tym okresie 50 proc. uposażenia (pensja asystenta sędziego regulowana jest rozporządzeniem ministra sprawiedliwości i wynosi 2900-3230).
Dziś asystent sędziego będzie mógł wrócić do pracy jak gdyby nigdy nic (pod warunkiem, że z sądu w Olsztynie zostaną przesłane stosowne dokumenty). Co więcej, gdyby tylko chciał, Krzysztof T. może zostać nawet sędzią. Wystarczy, że nazbiera odpowiednio dużo stażu na dotychczasowym stanowisku i zaliczy niezbędne egzaminy. Wszak opinię nadal ma nieposzlakowaną.
Źródło: Gazeta Wyborcza Białystok