Prokurator: nastolatek pobity przez policję sam połamał sobie nogę i tak połamany spacerował po mieście. Sąd: przeczy to zasadom logiki, dowody dobierano tak, by pasowały do tezy. 17-letni Borys Simiński rok temu idzie z kolegami ulicą na poznańskim Łazarzu. Zaczepia ich nieznany mężczyzna, proponuje narkotyki. Odmawiają, mężczyzna wypytuje o narkotykowych dilerów.
Wtedy pojawia się czterech kolejnych mężczyzn, powalają nastolatków na ziemię, zakładają kajdanki. Borysa wciągają do bramy, kopią, okładają pięściami. Ma złamaną kość piszczelową, zadrapania i ślady na twarzy po uderzeniu otwartą dłonią. Wciągają go do busa, mówią: „Śmieci nie siedzą, śmieci jadą na podłodze”.
Napastnikami okazali się policjanci z referatu wywiadowczego poznańskiej komendy miejskiej.
Gdy Borysa przywieziono na komisariat na Grunwaldzie, inni policjanci, widząc obrażenia, wezwali karetkę i powiadomili przełożonych.
Przemysław Marciniak, szef komisariatu, mówił „Gazecie”: – Widziałem chłopaka. Był pobity. Powinny być wyciągnięte konsekwencje wobec winnych.
Sprzeczne zeznania policjantów
Sprawa trafia do prokuratury w Pile, ale ta umarza śledztwo w sprawie pobicia Borysa. Twierdzi, że nie da się rozstrzygnąć, czy prawdę mówią nastolatki, czy policjanci. Wersja policjantów jest taka: nikogo nie biliśmy, Simiński złamał nogę wcześniej, podczas gry w piłkę.
Prokuratura dochodzi do wniosku, że pobity i przypalony papierosami chłopak spacerował po Łazarzu z połamaną nogą, a dopiero potem natknął się na policjantów.
Ojciec Borysa zaskarżył decyzję prokuratury do sądu, a ten nakazał wznowić śledztwo, miażdżąc prokuratorów za pochopną decyzję. „Prokurator nie dokonał prawidłowej i wszechstronnej oceny dowodów. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że z góry założył, jaką decyzję winien w przedmiotowej sprawie podjąć, a następnie starał się tak dopasować ocenę materiału dowodowego, by pod przyjętą tezę pasowała” – pisze sędzia Robert Kubicki. I dodaje: „Przedstawiona [przez prokuratora] argumentacja przeczy nie tylko zasadom logiki, ale i doświadczenia życiowego”.
Zdaniem sądu prokurator szukał nieścisłości w zeznaniach Borysa i jego kolegów, a zeznania policjantów uznał za spójne. Sędzia to podważa, wylicza sprzeczności: jeden z policjantów twierdził, że Borys stawiał opór, przewrócił się, inny przekonywał, że chłopaka spokojnie położono na ziemi.
Niejasna jest też opinia biegłych lekarzy. Nie wyjaśnia (bo prokurator o to nie pytał), jak Borys złamał nogę, czy ktoś mógł po niej skakać, jak twierdzi chłopak. Sędzia Kubicki nakazuje opinię uzupełnić.
Pobity: Podrzucili mi marihuanę
To nie wszystkie wątpliwości. Według Borysa policjanci chcieli, by przyznał się do posiadania narkotyków. Gdy odmówił, mieli mu podrzucić woreczki z marihuaną.
Borysowi nie postawiono jednak zarzutów posiadania narkotyku. Prokuratura chciała sprawdzić, czyja była marihuana, ale okazało się, że na woreczkach nie ma odcisków palców.
Sąd kazał prokuraturze ponownie zbadać sprawę. – Zrobimy to – zapewnia Magdalena Roman, wiceszefowa prokuratury w Pile.
Ta sama prokuratura bada również sprawę pobicia 13-latki z Poznania, którą niedawno policjant uderzył w twarz, podczas gdy drugi zagroził jej gwałtem. Jeden z tych policjantów, Rafał N., ksywa „Niemiec”, był w patrolu, który pobił Borysa Simińskiego.
gazeta.pl