– Płaciłam składki i zostałam nabita w butelkę – skarży się Bożena Gałążewska, która prowadzi sklep spożywczy w Zabrzu. Złodzieje wynieśli towar za 14 tys. zł, ale z ubezpieczenia wypłacono jej tylko 57 zł za wybitą szybę.
Sklep mieści się w jednym z bloków na zabrzańskim osiedlu Kopernika przy ul. Keplera. Łupem złodziei padł w noc sylwestrową. W pierwszym dniu roku, gdy pani Bożena przyszła go otworzyć, zastała sforsowane najprawdopodobniej łomem drzwi. Półki były splądrowane. Brakowało papierosów, alkoholu i słodyczy – razem za 14 tys. zł.
Właścicielka od takich zdarzeń była ubezpieczona. Dlatego liczyła, że PZU pokryje choć część strat. Była zdruzgotana, kiedy okazało się, że dostanie pieniądze tylko za zbitą szybę – 57 zł. Jakie było wyjaśnienie ubezpieczyciela? – Dowiedziałam się, że drzwi były nieprawidłowo zabezpieczone. Ale to bzdura. W umowie zapisano, że skoro w drzwiach nie da się zamontować drugiego zamka, mam wstawić kratę zamykaną od wewnątrz sklepu na dwie kłódki. Kiedy doszło do kradzieży, okazało się, że to za mało. Do teraz nie wiem, jaki jest oficjalny powód odmowy wypłacenia ubezpieczenia. Usłyszałam jedynie słowną sugestię, że krata powinna być od zewnątrz. Ale przez cztery lata, kiedy agent przyjeżdżał odnawiać umowę, twierdził, że wszystko jest zgodnie z wymogami. Po prostu mnie oszukał – denerwuje się właścicielka sklepu.
Roczna składka, którą pani Bożena wpłacała do PZU za ubezpieczenie sklepu, wynosiła ponad 1,5 tys. zł. W maju po ulewnych opadach zaczął przeciekać dach i woda zalała ściany. – Kolejny raz zwróciłam się do PZU. Likwidator wycenił szkody na 750 zł i znów dowiedziałam się, że nie dostanę pieniędzy, bo wartość szkody jest zbyt niska. Po prostu ręce opadają. Człowiek płaci im pieniądze i nic z tego nie ma. Nie stać mnie na prawnika, żeby dochodzić swoich praw – skarży się kobieta.
Sprawę próbujemy wyjaśnić w zabrzańskim inspektoracie firmy. – Na ten temat rozmawiamy jedynie z klientem albo jego pełnomocnikiem – ucina rozmowę jedna z pracownic.
W warszawskiej centrali dowiadujemy się, że słowa agenta, z którym podpisujemy umowę, są ważne, ale jeszcze ważniejsze jest to, co na papierze. – Po państwa sygnale przyjrzymy się całej sprawie jeszcze raz – obiecuje Michał Witkowski, rzecznik prasowy PZU.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice