W poznańskim areszcie przebywa 33-letni Wojciech M. Został zatrzymany 9 czerwca. Sińce na jego twarzy i ślady po użyciu paralizatora w okolicach serca powoli bledną.
Mężczyzna twierdzi, że pobiła go policja. Tymczasem funkcjonariusze podkreślają, że o pobiciu nie ma mowy. Po prostu zatrzymali mężczyznę, który bił innego. Musieli więc użyć siły. Obrońcy Wojciecha M. złożyli jednak doniesienie do prokuratury na postępowanie policji.
– Brat umówił się z człowiekiem, który miał mu oddać pieniądze, w komisie na Wildzie – mówi siostra zatrzymanego. – Nagle
wpadli tam antyterroryści, kazali się wszystkim położyć na podłodze, a brata skuli, zabrali na zaplecze, rzucili na podłogę i bili. Użyli też paralizatora, przystawiali mu go do serca…
– Reprezentuję Wojciecha M. i widziałam się z nim tego dnia, na dwie godziny przed zatrzymaniem. Nie miał wówczas żadnych obrażeń – mówi adwokat Lucyna Relewicz. – Kiedy zobaczyłam go ponownie, podczas przesłuchania w prokuraturze, nie mogłam uwierzyć… Miał obrażenia na głowie, spuchnięte ręce i poruszał się z trudem. Złożyłam stosowne oświadczenie do protokołu, żądając badania przez biegłego lekarza sądowego.
Przed posiedzeniem w sądzie dotyczącym zastosowania aresztu wobec Wojciecha M., adwokaci zrobili mu kilka zdjęć. Jednak sąd nie zgodził się, by udokumentować także ewentualne ślady na klatce piersiowej zatrzymanego.
– Sąd uchylał też pytania dotyczące jego obrażeń, twierdząc, że to nie dotyczy sprawy – kontynuuje mecenas Relewicz. – Ślady paralizatora w okolicach serca i na szyi zobaczyłam dopiero kilka dni później, podczas widzenia w areszcie. Pan M. narzekał też na ból żeber.Jego rodzina zwróciła się do prokuratury z żądaniem obdukcji. Ja interweniowałam u dyrektora Aresztu Śledczego w Poznaniu. Jednak prześwietlenie wykonano dopiero po 10 dniach od zatrzymania, to jest 19 czerwca. Uważam, że za późno…
– Do nas nie wpłynęła żadna skarga – powiedział Andrzej Borowiak, rzecznik poznańskiej policji. – O okolicznościach zatrzymania Wojciecha M. mogę powiedzieć tylko, że otrzymaliśmy zawiadomienie od innego mężczyzny o osobach, które go nachodzą, żądając pieniędzy. Twierdził, że był wywieziony do lasu, zastraszany. 9 czerwca ten mężczyzna poszedł do komisu z telefonami komórkowymi na spotkanie z tymi właśnie osobami.
Andrzej Borowiak dodał, że kiedy policja, która wiedziała o miejscu i godzinie spotkania, zjawiła się tam nieoczekiwanie, Wojciech M. oraz inne osoby biły pokrzywdzonego na zapleczu.
– Zatrzymano trzy osoby pod zarzutem wymuszenia pieniędzy – na gorącym uczynku. To nie było tak, że ci panowie siedzieli na kanapie i dyskutowali o pieniądzach. Ten człowiek był bity, stąd zatrzymanie miało charakter dynamiczny, policjanci zastosowali chwyty obezwładniające – powiedział Andrzej Borowiak. – Nie mogę się ustosunkować do zarzutu, że policja pobiła zatrzymanego. Tym zajmie się prokuratura.
– Złożyliśmy doniesienie do Prokuratury Rejonowej Poznań Wilda oraz pisma do Prokuratury Okręgowej i Apelacyjnej o objęcie nadzorem tego postępowania, a także skargę do policji – poinformował adwokat Andrzej Reichelt. – W tej sprawie nie chodzi o pana M. czy pana X., tylko o zasadę.
– Żyjemy w państwie prawa, gdzie od karania są sądy, a nie policja – dodaje mecenas Lucyna Relewicz. – A nawet sąd nie może ukarać pobiciem.
Kim jest Wojciech M? Dotąd nie był karany. Pół roku temu został zatrzymany przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego po zarzutem kierowania grupą zajmującą się przemytem i handlem narkotykami. Z aresztu wyszedł w marcu po wpłaceniu 200 tys. zł kaucji.
Głos Wielkopolski