Uniewinnieni prezesi stoczniowego holdingu będą domagać się przed sądem wysokich odszkodowań i zadośćuczynienia za ich aresztowanie w 2002 r. – Zrujnowano nam kariery – mówi Krzysztof Piotrowski, , były prezes stoczni, który osiem lat czekał na sprawiedliwość
Sąd prawdopodobnie już w listopadzie zajmie się sprawą odszkodowań i zadośćuczynienia dla siedmiu byłych szefów dawnej Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA.
– Czekamy tylko na akta sprawy, które były ostatnio w Sądzie Najwyższym – mówi Piotrowski.
SN zajmował się wnioskiem prokuratury o kasację wyroku uniewinniającego prezesów holdingu stoczniowego. 5 października wniosek został oddalony. Tym samym ostatecznie skończyła się sprawa, w której oskarżonymi byli dawni prezesi stoczni. Prokuratura zarzuciła im najpierw malwersację, a potem nadużycie uprawnień, brak dbałości i „wyrządzenie w mieniu spółki szkody majątkowej w wielkich rozmiarach w łącznej kwocie ok. 68 mln zł”.
– Zrujnowano nam kariery, dwumiesięczny areszt odbił się na moim zdrowiu – mówi Piotrowski. – Moja żona musiała zrezygnować z kariery naukowej. Nigdy już nie wróciłem do takiej aktywności zawodowej, jak kiedyś. Przez osiem lat musiałem tłumaczyć się z tego, czego nie zrobiłem. Mimo wyroku uniewinniającego, zawodowo mi się nie poukładało. Pracuję na Politechnice Poznańskiej. Wykładam tematy niezwiązane z branżą okrętową. Nie czuję się usatysfakcjonowany.
Areszt załamał też karierę 67-letniego dziś Marka Tałasiewicza, który dopiero teraz, startując z listy PO do sejmiku, w pełni wraca do życia publicznego.
– W 2002 roku mogłem jeszcze wiele zrobić, byłem młodszy, byłem zdrowy – mówi Tałasiewicz. – Sprawa została zamknięta dopiero po ośmiu latach. I jest to skandal.
Przypadek Tałasiewicza jest zresztą najbardziej kuriozalny. Jako oskarżony o niezachowanie ostrożności przy podpisaniu przez zarząd trzech uchwał, nigdy nie usłyszał od prokuratora, na czym konkretnie polegało jego przestępstwo.
– Z tego, co wiem, pozostali prezesi przeszli na emeryturę, tylko Arkadiusz Goj jeszcze pracuje, w Szwajcarii – mówi Piotrowski.
Wniosek o odszkodowanie i zadośćuczynienie każdy z uniewinnionych złożył osobno. Sprawy mają być jednak w sądzie rozpatrywane razem. Jakich pieniędzy domagają się? Piotrowski nie chce tego ujawnić. Na pewno każdy przypadek jest inny. Nieoficjalnie wiemy, że w grę wchodzą kwoty około miliona złotych (za wyjątkiem Marka Tałasiewicza, który domaga się mniejszego odszkodowania).
– Kiedy zostałem aresztowany, byłem już w okresie wypowiedzenia – tłumaczy Tałasiewicz. – Miałem zacząć pracę na uczelni. Miałem deklarację na piśmie. Areszt i to, co się działo później, ten plan zniszczyły.
Według Piotrowskiego pieniądze będą potrzebne przede wszystkim na opłacenie adwokatów, którzy ich bronili. Prezesi wzięli tych z górnej półki: Marka Mikołajczyka, Bartłomieja Sochańskiego, Michała Domagałę, Wojciecha Wąsowicza.
– W moim przypadku panowie Sochański i Wąsowicz czekają na pieniądze – przyznaje Piotrowski.
W 2002 r. na skutek załamania się rynku okrętowego szczecińska stocznia straciła płynność finansową. Szefowie spółki przygotowywali się do kryzysu od kilku lat, inwestując w handel paliwami. Krzysztof Piotrowski twierdzi, że stocznia potrzebowała od rządu Leszka Millera (SLD) jedynie gwarancji kredytowych. Usłyszeli, że „prywatnym państwo nie pomaga”. Byli prezesi są przekonani, że lewicowy rząd z premedytacją doprowadził do zatopienia stoczni.
– Chodziło o przejęcie bazy paliwowej w Świnoujściu, która należała do holdingu – twierdzi Piotrowski. – Po naszym aresztowaniu Portę Petrol kupiła spółka Prolim należąca do Jerzego Jędrykiewicza, wówczas członka władz krajowych SLD i szefa tej partii na Pomorzu.
Sąd ogłosił upadłość stoczni w lipcu 2002 r. Prezesi holdingu zostali 20 dni wcześniej. Zresztą zapowiedział to publicznie ówczesny szef MSWiA Krzysztof Janik. Wszystko odbyło się w atmosferze burzliwych demonstracji stoczniowców na ulicach Szczecina domagających się szybkiego ukarania winnych katastrofy stoczni.
Proces ciągnął się trzy i pół roku i był największym gospodarczym procesem w dziejach szczecińskiego sądu okręgowego. Na ławie oskarżonych zasiadł były prezes Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA Krzysztof Piotrowski oraz wiceprezesi i członkowie zarządu Ryszard Kwidzyński, Grzegorz Huszcz, Zbigniew Gąsior, Andrzej Żarnoch, Arkadiusz Goj i Marek Tałasiewicz. Z każdą rozprawą okazywało się, że akt oskarżenia rozpada się w pył, a na jaw wychodzą zaskakujące okoliczności jego powstania (zignorowany został m.in. dokument Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który był korzystny dla prezesów). W trakcie procesu runął filar aktu oskarżenia: opinie biegłych prokuratury, którzy – zeznając – przyznali w końcu rację oskarżonym.
gazeta.pl