Mieli bić, razić paralizatorem, polewać wodą, zaklejali usta taśmą. Jeden z zatrzymanych popełnił samobójstwo. Siedleccy policjanci nadal pracują. Przestępcy często oskarżają policję o stosowanie niedozwolonych metod i wymuszanie zeznań biciem. Na ogół nikt im nie daje wiary. W tym przypadku jest inaczej. 20 czerwca 2013 r. prokurator Wiesław Tulikowski z Chełma Lubelskiego postawił zarzuty naczelnikowi Wydziału Kryminalnego Komendy Miejskiej Policji w Siedlcach i czterem jego podwładnym.
– To pierwsza na taką skalę sprawa w Polsce – mówi mec. Mikołaj Pietrzak z kancelarii Pietrzak & Sidor, która reprezentuje rodziców Jędrzeja Kryszkiewicza. Tego, który zabił się po przesłuchaniach w siedleckiej policji.
Policjantom grozi od roku do dziesięciu lat więzienia za „przemoc, groźbę bezprawną, znęcanie się” w celu uzyskania zeznań (art. 246 kk). Zarzuty mają naczelnik, aspirant sztabowy Wiesław P. (odznaczony medalem za długoletnią służbę), i jego podwładni: młodsi aspiranci Jarosław K., Adam Ch. i Grzegorz P. oraz starszy sierżant Grzegorz R. Znęcać mieli się nad trzema sprawcami kradzieży w sklepie jubilerskim w Siedlcach.
Samobójstwo
24 sierpnia 2012 r., tydzień po wyjściu z izby zatrzymań w siedleckiej komendzie, 19-letni Jędrzej Kryszkiewicz popełnia samobójstwo niedaleko swojego domu w Ostrowie Wielkopolskim. Zostawia list pożegnalny: „Wybaczcie mi, to jedyny ratunek dla duszy mojej. Tylko w ten sposób mogłem się uratować. Módlcie się za mnie”.
Gdyby nie to samobójstwo, sprawy przeciwko policjantom z Siedlec mogłoby nie być. Jest, bo rodzice Jędrzeja uważają, że przyczyną śmierci syna były wydarzenia w komendzie.
Rozmawiamy w ich domu w Ostrowie. Opowiadają, że Jędrzej, który wcześniej trenował sztuki walki i był nawet mistrzem Polski juniorów, po urazie kręgosłupa musiał zrezygnować ze sportu i „wpadł w złe towarzystwo”. Nie zaprzeczają, że okradł jubilera. – Ale to nie usprawiedliwia tego, co z nim robiła policja – mówi ojciec Tomasz Kryszkiewicz.
Po śmierci syna skontaktował się z biurem spraw wewnętrznych policji. Opowiedział, co Jędrzej mówił o torturach podczas przesłuchania. – W BSW nie chcieli zamieść sprawy pod dywan. Powiedzieli, byśmy złożyli wniosek, by sprawą zajęła się inna prokuratura niż w Siedlcach – wspomina matka Małgorzata Kryszkiewicz. I chociaż śledztwo o doprowadzenie Jędrzeja do targnięcia się na własne życie zostało umorzone, to sprawę znęcania się prokurator potraktował inaczej.
„Rozpytanie”
14 sierpnia 2012 r. do komendy w Ostrowie Wlk. przyjeżdżają policjanci z Siedlec odległych o prawie 400 km. Mają zabrać Jędrzeja Kryszkiewicza i jego dwóch kolegów: 29-letniego Mariusza M. i 22-letniego Mateusza G. To oni okradli jubilera na jednej z głównych ulic Siedlec.
Rabunek wyglądał tak: pierwszy do jubilera wszedł Maciej P., mieszkający w Siedlcach kolega Jędrzeja. Poprosił, by mu pokazać złote łańcuszki. Gdy ekspedientka wyjęła kilka pudełek, do sklepu wpadł Jędrzej. Wyrwał jej pudełka, wybiegł i odjechał samochodem, w którym czekali dwaj koledzy. Obsługa sklepu skojarzyła, że Maciej P. jest wspólnikiem złodziei, i nie wypuściła go aż do przyjazdu policji.
Na przesłuchaniu Maciej P. podał nazwiska pozostałych. Informacje przekazano policji w Ostrowie, która złodziei wyłapała.
Po przewiezieniu zatrzymanych do Siedlec policjanci z wydziału kryminalnego komendy miejskiej przez kilka godzin prowadzili tzw. rozpytanie. Złodzieje się przyznali. To właśnie wtedy policjanci mieli dopuścić się przemocy. Co działo się w pokojach wydziału kryminalnego – mówią materiały śledztwa.
Podtapianie, paralizator
Mariusz M. zeznał, że przed wejściem do policyjnego auta „dostał łokciem w twarz” od jednego z funkcjonariuszy i został porażony paralizatorem:
„Ten policjant powiedział, że jedziemy teraz na Kresy Wschodnie, tam kończą się humanitaryzm i prawa człowieka”. „Ten, do którego zwracali się »naczelniku «, wydawał polecenia, że mamy być uciszeni, abyśmy nie krzyczeli”. „Wypowiedział do mnie takie słowa, że oni są takimi samymi bandytami jak my, z tym że oni działają w imieniu prawa, a my przeciwko niemu”. „Naczelnik ostrzegał, że jeśli zmienię zeznania u prokuratora, to będę osadzony w areszcie w Siedlcach, a oni tam mają swoich ludzi i będę cwelem”.
„Leżąc na podłodze, słyszałem, jak przesłuchują Jędrzeja. Przez dłuższy czas się nie przyznawał i oni go bili. Jędrek krzyczał, błagał, żeby nie bili, potem słyszałem, jak kazali mu siadać na biurku i wkładać jądra do szuflady, słyszałem też, jak oni mu ubliżali, mówiąc do niego »ciota «”.
„Naczelnik mówił, że mamy być tak bici, aby nie było słychać, jak krzyczymy. Mówił: »zakneblujcie im mordy, bo się drą jak baby na porodówce «”.
„Funkcjonariusz z blizną na ręce był głównym moim oprawcą, raził mnie paralizatorem, bił pałką po głowie i po uszach, deptał po głowie. Kiedy inny policjant bił pałką po piętach, on zasłaniał mi usta ręką, żebym nie krzyczał. To ten policjant zdjął mi spodenki do kolan, polał moje genitalia wodą, straszył, że jeżeli się nie przyznam, to pojadę do lasu. Mówił, że będę przesłuchiwany jak w Guantanamo, prawdopodobnie on przyniósł do pokoju wiadro i wodę w litrowych butelkach po coli. Pytał, czy trenowałem pływanie, że dowiem się, dlaczego w Guantanamo wyciągają z nich wszystko, co wiedzą”.
„Nawet jak się zacząłem przyznawać, byłem bity. Przewrócili mnie na plecy, położyli na twarz ręcznik, zaczęli delikatnie lać wodę wokół głowy, za chwilę wszedł naczelnik i powiedział, żeby mi dojebać po raz ostatni i żeby mi do głowy nie przyszło wycofywać wyjaśnień u prokuratora, bo i tak dostanę sankcję w Siedlcach, a oni będą mnie cały czas brać na przesłuchania”.
„Ten, co wszedł, odchylił mi głowę tak, że leżałem jednym uchem na linoleum, a na drugie mi nadepnął. Stojąc nade mną, zaczął mnie rytmicznie uderzać pałką w czubek głowy. Słyszałem, jak w pokoju obok Jędrek jest rażony prądem i krzyczy. Leżałem twarzą do ziemi, policjant podszedł do mnie, zdjął mi spodenki krótkie, majtki ściągnął na wysokość butów, wziął butelkę po coca-coli i zaczął polewać wodą, woda poleciała mi na genitalia, powiedział, że zaraz zostanę rozdziewiczony, dołożył paralizator do jąder i go włączył”.
Z zeznań Mateusza G.:
„Policjant wywrócił mnie na ziemię, wcześniej miałem wrażenie, że robiłem jakieś fikołki, potem pamiętam, że leżałem twarzą do parkietu między biurkami”. „Paralizator przyniósł jeszcze jeden funkcjonariusz. Powiedział, że oni mi dzisiaj cały ten paralizator wyładują”. „Ten wysoki zdjął mi adidasy z nóg i uderzył twardą grubszą czarną pałką po piętach”. „O tym, że tu jest wschód i tu nie ma demokracji, powiedział ten najgrubszy policjant”.
Szuflada na genitalia
Zeznania dziewczyny Mariusza M.:
„Mariusz mówił mi, że widział, jak Jędrek siedział na biurku bez majtek i szufladą miał przytrzaskiwane genitalia”. „Widziałam u Mariusza sine małżowiny uszne, kropki na ciele, były czerwone i wyglądały jak przypalone od papierosa, miał sine stopy i kulał”.
Zeznania dziewczyny Mateusza G.:
„Na plecach miał kropeczki czerwone, bolało go to. Chciałam, żeby pojechał do szpitala na obdukcję, ale on, bał się, że jak pojedzie jeszcze raz do Siedlec, to go zabiją, jak się dowiedzą, że był na obdukcji”.
Zeznania brata Jędrzeja Kryszkiewicza:
„Jędrek mówił o torturach. Mówił, że policjanci polewali go zimną wodą, że jak się nie przyznawał do czegoś, to siłą wzięli go do jakiejś szafki i przytrzaskiwali jądra drzwiami”. „Mówił, że przesłuchiwało go ok. 5 policjantów, jeden mówił »ja jestem sadystą i chuj «, że »tu jest Białoruś «. Widziałem u brata ślady po paralizatorze na nogach, karku i na wewnętrznych stronach ud. Jędrek mówił, że paralizatorem był rażony po jądrach”. „Jędrek żałował, że od początku się nie przyznał, bo wtedy nie miałby przytrzaskiwanych jąder”.
Zeznania ojca Jędrzeja: „W czasie bicia syn miał usta zaklejone taśmą”.
Co ma prokurator
Zeznania zatrzymanych i ich bliskich to niejedyne dowody. Mariusz M. i Mateusz G. rozpoznali na zdjęciach policjantów, którzy mieli ich bić. Opis pomieszczeń, gdzie byli „rozpytywani”, zgadza się z wyglądem pokojów wydziału kryminalnego w Siedlcach, zeznania składali niezależnie od siebie (przebywają w różnych aresztach w Polsce za inne przestępstwa). I najważniejsze: Jędrzej Kryszkiewicz i Mariusz M. po powrocie do Ostrowa poddali się obdukcji lekarskiej – potwierdziła obrażenia po pobiciu i ślady po paralizatorze.
Czy prokurator ma jeszcze inne dowody? Na razie to tajemnica śledztwa. Do udowodnienia policjantom winy przed sądem droga daleka.
Rodzice Kryszkiewicza zgłosili jego śmierć do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Mimo umorzenia w tej części śledztwa uważają, że maltretowanie przyczyniło się do samobójstwa syna. Po powrocie do domu wciąż się bał, „nie był sobą”. – Wczoraj miałby 20. urodziny. Chciałabym normalnie przechodzić po nim żałobę i do tych wydarzeń nie wracać, ale nie mogę tego tak zostawić – mówi Małgorzata Kryszkiewicz.
– Nie mogą pozostać bezkarne działania tych, którym tytuł i odznaka służą jako osłona do działań zwyrodniałych, okrutnych i łamiących prawo – dodaje ojciec.
Przywróceni do służby
Komenda w Siedlcach to odnowiony budynek w centrum miasta. Przy wejściu wyłożone lokalne czasopismo. Na okładce zdjęcie komendanta i tytuł „Komendant z pasją”. Podinspektor Marek Fałdowski przyjmuje mnie w gabinecie, przez okno widać sąsiedni budynek wydziału kryminalnego. Mówi, że nie wierzy w winę podwładnych.
– To wartościowi i oddani funkcjonariusze, przebieg ich służby był nienaganny. Do tej pory nie miałem do nich najmniejszych uwag. Chciałbym wierzyć, że sąd wyda wyrok uniewinniający, że policjanci zostaną oczyszczeni – powtarza kilka razy.
Nie przekonują go zebrane przez prokuratora dowody. Zresztą, jak mówi, nie zna ich. Policjantów zawiesił na krótko, więc już wrócili do pracy. – Nie miałem podstaw, by ich dalej zawieszać. Art. 39 ustawy o policji mówi, że zawieszenie można przedłużyć w uzasadnionych przypadkach do czasu zakończenia postępowania karnego, ale w mojej ocenie taki przypadek tutaj nie zachodził.
Komendant ubolewa, że z powodu tej sprawy jego jednostka może być w mediach przedstawiona w złym świetle.
gazeta.pl