Wszyscy chcemy kupować tanio i dobrze, prawda? Zdradzamy wielką tajemnicę. Nie ma tanio, dobrze i z pełną ochroną konsumenta. Jeśli jest tanio, to istnieje mocne prawdopodobieństwo, że nie będzie dobrze albo ta ochrona będzie jak wegetariański stek dla mięsożercy, jak fiat 126p w crash teście albo jak polonez w Top Gear.
Handel elektroniką na Allegro wygląda tak: te oferty, które są najbardziej atrakcyjne cenowo, to zazwyczaj sprzęt refurbished, czyli naprawiany i wystawiany z powrotem na rynek. Dziwnym trafem sprzedawca zapomina o tym poinformować. Zdarza się, że takiego sprzętu nie obejmuje gwarancja producenta. „Gwarancję” daje sprzedawca. Może ona faktycznie chronić, może w ogóle nie działać, ale czy na pewno kupilibyście państwo sprzęt od danego sprzedawcy, wiedząc, że był on naprawiany?
Cudów w handlu nie ma
A jeśli są, to tylko takie jak w przypadku sklepu 66procent.pl. Czyli owszem, cena butów jest niższa o połowę, ale po dokonaniu zamówienia okazuje się, że towar to podróbka albo nie przychodzi w ogóle.
– W październiku tego roku zakupiłem telefon u sprzedawcy zarejestrowanego jako „Przedsiębiorstwo: Sprzedaż internetowa”. Z kolei ta firma telefony kupuje w Chinach. Po paru tygodniach od zakupu na Allegro i zapłacie otrzymałem telefon do ręki. Niestety po siedmiu dniach się zepsuł (a konkretnie jego wyświetlacz), o czym niezwłocznie powiadomiłem sprzedawcę – relacjonuje pan Gabriel.
Na początku sprzedawca (chodzi o Smartandroid.pl) informował, że może uda się telefon naprawić w Polsce. Później jednak czytelnik dostał informację, że trzeba wysłać go do Chin, co wiąże się dla niego z dodatkowymi kosztami.
– W związku z tym powołałem się na art. 8 ustawy o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej oraz o zmianie kodeksu cywilnego i zażądałem naprawy telefonu lub wymiany na telefon bez wad – relacjonuje czytelnik.
Co na to sprzedawca?
Stwierdził, że… nie jest sprzedawcą i ustawa go nie dotyczy: „Proszę dokładnie zapoznać się z regulaminem. Jesteśmy pośrednikami w imporcie, a nie sprzedawcą”.
A co na to sklep, czyli sprzedawca, czyli importer?
„Proszę zwrócić uwagę, iż świadczymy usługi importowe. Nie jesteśmy sprzedawcą towaru, a jedynie stroną, która łączy polskiego konsumenta ze sprzedawcami z Chin. Klienci korzystają z bardzo niskich cen, jednak w regulaminie jasno określamy na jakich warunkach” – napisał mi Tomasz Niedźwiecki.
I wyjaśnia dalej: „W związku z tym, że sprzedawany towar nie jest kierowany na rynek europejski, nie ma też serwisu, do którego można by zepsuty sprzęt w Europie odesłać. Naturalnym więc jest, że trzeba go odesłać do Chin, aby został naprawiony. Ponieważ oferujemy towar w bardzo niskich cenach, w regulaminie jasno określamy, że możemy zrealizować reklamację, jednak koszty są po stronie kupującego”.
– Ja nie dostałem żadnego paragonu czy faktury. Mam potwierdzenie zakupu na ich koncie Allegro i dowód przelewu za telefon, a nie za usługę importu. Telefon był zatrzymany w WER Zabrze i VAT również oni opłacili, bo przesyłka zarejestrowana była na ich firmę – twierdzi czytelnik.
Pan Gabriel mógłby się kłócić w sądzie. Zwłaszcza że jak byk stoi na stronie owego importera: SKLEP INTERNETOWY.
Na koniec pan Niedźwiecki zaprezentował jednak radę płynącą ze szczerego serca: „Potencjalny klient może zaakceptować te warunki i skorzystać z bardzo niskiej ceny lub dokonać zakupu w innym miejscu, gdzie cena jest dużo wyższa, ale obejmuje serwis w Polsce”.
I tak to jest. Albo kupujemy w polskiej dystrybucji, drożej, bo z polskimi podatkami, ale z pełną ochroną. Albo tanio.
AKTUALIZACJA (21.12.2013 r.)
Po publikacji tego materiału odezwał się do mnie pan Niedźwiecki, twierdząc, że sugeruję, iż sprzedają w sklepie sprzęt odnawiany. Niczego takiego nie sugeruję. Moje zarzuty odnoszą się do – moim zdaniem – naruszania przez sklep (który reklamuje się jako sklep, a twierdzi, że jest importerem) polskiego prawa w zakresie ochrony konsumenta.
gazeta.pl