Takiego procesu na Podkarpaciu jeszcze nie było. Komendant wojewódzki policji inspektor Józef Gdański stanął przed sądem oskarżony o mobbing przez policjanta z Tarnobrzega
– Jeżeli pozwałby pan swojego szefa do sądu, to miałby pan czelność i honor przychodzić do pracy i prosić go, by dawał panu pieniądze i nadal pana utrzymywał? Myślę, że nie. Jeśli ten policjant ma odrobię honoru, to myślę, że jutro złoży raport o zwolnienie. Ja bym tak zrobił. Policjant przekroczył granicę lojalności wobec swojego przełożonego – mówił „Gazecie” po pierwszej rozprawie w Sądzie Rejonowym w Rzeszowie inspektor Józef Gdański.
Oskarża wszystkich i o wszystko
Szef podkarpackiej policji wydaje się być spokojny o finał procesu, który wytoczył mu 37-letni Mirosław P. (nazwisko do wiadomości redakcji), sierżant z Komendy Miejskiej Policji w Tarnobrzegu.
– Z policji sam nie odejdę. Szkoda mi przepracowanych tu 10 lat. Poza tym ja naprawdę lubię tę robotę. Wiem, że świata nie zmienię, ale może w policji sytuacja się poprawi. Nie jestem najemnikiem, tylko policjantem – mówi Mirosław P.
Jego koledzy z pracy nie są wcale zaskoczeni, że pozwał komendanta wojewódzkiego do sądu. – Mirek donosi praktycznie na wszystkich w policji – na swoich kolegów, przełożonych. Myśli, że ma do spełnienia jakąś misję. Jego zarzuty są chybione. On po prostu nie lubi policji, a w niej pracuje. Czy to nie kuriozum? – pyta jeden z tarnobrzeskich oficerów.
Mirosław P. mówi, że miał już dość upokorzeń ze strony swoich przełożonych. Jego kłopoty w pracy zaczęły się na początku 2007 roku, gdy – jak sam opowiada – przeniósł się z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie do Komendy Miejskiej Policji w Tarnobrzegu.
W KWP pracował w prestiżowym wydziale korupcji. W Tarnobrzegu również, ale praca w wojewódzkiej policji, a potem w miejskiej, to krok w tył w policyjnej karierze.
P. twierdzi, że zmienił komendę, bo rodzinę ma w Tarnobrzegu. Miał dość dojazdów. Ale komendant Józef Gdański twierdzi, że sierżant został przeniesiony. – Nie nadawał się do pracy w wojewódzkim wydziale korupcji – mówi wprost Gdański.
Dyscyplinarka za spóźnienie
Sierżant P. żali się, że od trzech lat jest pozbawiany premii, awansów, dodatków. Jesienią zeszłego roku został przeniesiony do komisariatu w Nowej Dębie. Jego zdaniem to kolejny przejaw szykanowania go w pracy, by mu zamknąć usta, żeby nie mówił o tym, co się dzieje w policji. A dzieje się źle – tak twierdzi.
Prowadzono przeciwko niemu pięć postępowań dyscyplinarnych, postawiono mu 11 zarzutów. – Cztery postępowania zostały umorzone, a jedno od ponad trzech lat jest zawieszone. To dla moich przełożonych jest podstawą, bym nie mógł awansować, dostawać dodatków – skarży się Mirosław P.
W pozwie opisał to mocniej: „(…) Aby mnie szczuć, dyskryminować, pozbawić (…) praw i zwolnić ze służby”.
– Awanse i nagrody w policji nie są automatyczne. Przyznaje się je wyróżniającym się funkcjonariuszom. Gdyby P. się wyróżniał, awansowałby – mówi Jan Żak, szef policji w Tarnobrzegu.
Czym sobie „zasłużył” sierżant, że co chwilę ma postępowania dyscyplinarne? W dokumentach czytamy, że m.in. o kwadrans spóźniał się do pracy, swojego przełożonego nazwał „nieudolnym” (to wbrew etyce zawodowej), woził autem poufne dokumenty i pokazywał je nieuprawnionym osobom. Przełożeni P. zarzucali mu również, że nie wykonywał poleceń służbowych i niewłaściwie przechowywał broń służbową.
– Żaden z tych zarzutów się nie potwierdził – broni się Mirosław P.
Sierżant P.: Moje dobra naruszone
Mirosław P. pisał skargi do Komendy Głównej Policji. Nie tylko na temat szykan z powodu wielu postępowań dyscyplinarnych. Pisał, że policjanci z Tarnobrzega fałszują statystyki, a jeden z szefów wyłudził z Providenta 10 tys. zł.
Próżno szukać potwierdzeń tych zarzutów. – Bo to wszystko jest nieprawda – przekonuje komendant Żak.
Teraz sierżant oskarża Józefa Gdańskiego o mobbing. W pozwie Mirosław P. napisał, że jego kłopoty zaczęły się, gdy przeniósł się z Rzeszowa do Tarnobrzega. „(…) Za to, że zacząłem prowadzić sprawy operacyjne dotyczące wysoko postawionych funkcjonariuszy publicznych (…). Moi przełożeni nagminnie w moich postępowaniach dyscyplinarnych naruszali dyscyplinę służbową (…) i nie mieli z tego powodu żadnych konsekwencji” – czytamy w pozwie.
Ugoda? Nie z podwładnym
Gdański nie chce komentować zarzutów policjanta do zakończenia procesu. – Jest tyle instytucji wewnątrz policji, że nie trzeba było tej sprawy wynosić na zewnątrz. To nie wygląda normalnie. Pierwszy raz mam taki proces – mówi komendant.
Halina Chudzik, obrońca Józefa Gdańskiego, twierdzi: – To nie komendant wojewódzki powinien być pozwany, tylko komendant z Tarnobrzega. To on jest bezpośrednim przełożonym pana P.
Żak także o zarzutach nie chce rozmawiać. Boi się, że jeżeli za dużo powie, to sierżant i jemu wytoczy proces.
W piątek sędzia Agnieszka Kowal zapytała Mirosława P. i Józefa Gdańskiego, czy jest możliwa między nimi ugoda. Sierżant odparł, że tak. Gdański, że nie. Proces przerwano.
– Dogadać się ze swoim podwładnym? Chyba pan żartuje – stwierdził szef podkarpackiej policji, wchodząc do windy.
Źródło: Gazeta Wyborcza Rzeszów