Sąd dyscyplinarny uznał, że katowicka sędzia, orzekając w sprawach z udziałem adwokata, z którym była emocjonalnie związana, naruszyła zasady etyki zawodowej. Tuż przed tym wyrokiem sędzia jednak awansowała. – To niedopuszczalne i trzeba to wyjaśnić – mówi członek Krajowej Rady Sądownictwa.
Sprawa dotyczy sędzi Hanny Sz., byłej rzecznik prasowej Sądu Okręgowego w Katowicach. Kilka dni temu sąd dyscyplinarny uznał, że naruszyła ona zasady etyki sędziowskiej. – Sąd nie mógł jednak wymierzyć jej kary, bo karalność czynu uległa przedawnieniu – potwierdza sędzia Wojciech Dziuban, rzecznik prasowy Sądu Apelacyjnego w Krakowie, przed którym toczył się dyscyplinarny proces sędzi Hanny Sz.
Wszczęto go po publikacji „Gazety”, która trzy lata temu ujawniła, że w 2005 roku sędzia nagminnie wyznaczała jako obrońcę z urzędu jednego z katowickich adwokatów. Za udział w rozprawie mecenas dostawał kilkaset złotych. Tylko w 2005 roku zarobił w ten sposób około 60 tys. zł. Dodatkowo sędzia Hanna Sz. orzekała w 26 sprawach, w których występował ten adwokat. Nie byłoby w tym nic nagannego, gdyby nie fakt, że co najmniej od drugiej połowy 2004 r. sędzia była emocjonalnie związana z mecenasem, co było jedną z przyczyn rozpadu jej małżeństwa.
Po naszej publikacji zastępca rzecznika dyscyplinarnego przy Sądzie Apelacyjnym w Katowicach wszczął postępowanie wyjaśniające. Kodeks jasno wskazuje bowiem, że sędzia nie może być emocjonalnie związany z uczestnikami postępowania (jeżeli tak jest, powinien się wyłączyć z orzekania) lub ich faworyzować.
Sędzi Hannie Sz. przedstawiono zarzut uchybienia godności sędziowskiej oraz działania sprzecznego z etyką zawodową. Groziło jej wydalenie z zawodu. Proces dyscyplinarny toczył się dwa lata. Początkowo została uniewinniona, jednak Sąd Najwyższy krytycznie podszedł do tego wyroku i uchylił go. Teraz uznano winę sędzi, ale stwierdzono, że nie można jej ukarać.
Dwa miesiące przed tym wyrokiem prezes Sądu Okręgowego w Katowicach wiedząc, że trwa sprawa dyscyplinarna, powołała Hannę Sz. na stanowisko wiceprzewodniczącego wydziału XXIII. To awans oznaczający większy prestiż oraz podwyżkę. Sędzia dostała bowiem dodatek funkcyjny w wysokości około 1000 zł.
– Podejmując tę decyzję kierowałam się zasadą domniemania niewinności oraz oceną całego dorobku zawodowego sędzi – mówi Monika Śliwińska, prezes katowickiego sądu. Dodaje, że kandydaturę Hanny Sz. pozytywnie zaopiniowało również kolegium Sądu Okręgowego. – Jak tylko dostanę wyrok, zapoznam kolegium z jego uzasadnieniem i poproszę o opinię. Dopiero wtedy zdecyduję, co dalej – podkreśla prezes Śliwińska.
Profesor Marian Filar, członek Krajowej Rady Sądownictwa, był zdumiony, że tuż przed zakończeniem procesu dyscyplinarnego awansowano sędziego, na którym ciążyły tak poważne zarzuty. – Muszę powiedzieć kolokwialnie, bo inaczej nie mogę, że to są jakieś jaja, na które wymiar sprawiedliwości nie może sobie pozwolić – stwierdził profesor. Dodał, że na najbliższym posiedzeniu KRS poruszy ten temat. – Bo wymiar sprawiedliwości musi być jak żona Cezara – podkreśla.
Zaskoczenia nie kryje także doktor Adam Bodnar, sekretarz Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. – Podjęcie decyzji przed ogłoszeniem wyroku, który jak się okazuje stwierdza winę, źle świadczy o kierownictwie sądu oraz członkach jego kolegium. I uderza w wizerunek sądu jako instytucji – podkreśla doktor Bodnar.
Sędzia Hanna Sz. powiedziała nam wczoraj, że zaskarży wyrok sądu dyscyplinarnego. Nie chciała go jednak komentować. – To, co mam do powiedzenia, napiszę – stwierdziła.
Wyrok z aprobatą przyjął zastępca rzecznika dyscyplinarnego Sądu Apelacyjnego w Katowicach, który prowadził postępowanie przeciwko sędzi Hannie Sz. Nie ma zamiaru go zaskarżać. – Sąd dyscyplinarny podzielił wszystkie podniesione przez niego zarzuty. Trudno natomiast polemizować z przedawnieniem karalności – wyjaśnia sędzia Waldemar Szmidt, rzecznik prasowy Sądu Apelacyjnego w Katowicach. Dodał, że kwestia awansu Hanny Sz. należy wyłącznie do kompetencji prezesa Sądu Okręgowego i nie była ona konsultowana ani aprobowana przez Sąd Apelacyjny.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice