Z numeru telefonu zarejestrowanego na adwokata Szymona Matusiaka do jego byłego klienta wysłane były pogróżki !!!

Adwokat Szymon Matusiak jest znanym prawnikiem w Szczecinie. Niestety jego „sława” nie wynika z profesjonalizmu czy wiedzy prawniczej, a raczej z zachowania na które właściwie nie reaguje ORA w Szczecinie. Przypomnijmy, iż adwokat w niewybredny sposób żartował sobie na swoim oficjalnym profilu Facebook, oskarżył swojego byłego klienta o zniesławienie i sprawa po 6 latach została umorzona mając do pomocy 4 innych adwokatów; oskarżył naszego redaktora naczelnego i sprawę także przegrał, zwlekał prawie 6 miesięcy z zapłaceniem kosztów sądowych i tak można by wymieniać przez całą stronę.

ORA w Szczecinie w swoisty sposób chroni adwokata Szymona Matusiaka udzielając mu jedynie nic nie znaczących upomnień. Dlaczego te upomnienia nic nie znaczą wyjaśnimy w dalszej części niniejszego tekstu. Sprawa, którą chcemy opisać zaszła już tak daleko, iż kara dla prawnika wydaje się nieunikniona.

Cofnijmy się o klika lat – urażony publikacją w „Kurierze Szczecińskim” adwokat Szymon Matusiak postanawia wytoczyć proces swojemu byłemu klientowi. Po wielu latach procesu – sąd umarza postępowanie i nakazuje zapłacić prawnikowi na rzecz niesłusznie oskarżonej osobie kilkutysięczne koszty zastępstwa procesowego. Jednak Szymon Matusiak ociąga się z zapłatą zasądzonej kwoty, wydaje się być zdruzgotany – zapadłym wyrokiem.

Kiedy niewinny oskarżony, były klient mecenasa, oczkuje na należną mu kwotę zaczyna otrzymywać dziwne SMSy z nieznanego mu numeru. SMSy nie są odpowiedzią na inne wiadomości nie są też wynikiem konwersacji. Na początku wysłane SMSy można uznać za obraźliwe, potem znieważające aż dochodzące do gróźb. Dodać należy, iż część SMSów wysłana była późną nocą – po północy.

Były klient adwokata Szymona Matusiaka postanowił zgłosić sprawę na policję. To po zbadaniu sprawy skierowała ją do Sądu Rejonowego w Dzierżoniowie, aby ten ustalił do kogo przypisany jest numer z którego wysłane były obraźliwe wiadomości.

Sąd bez problemu ustalił iż numer ten zarejestrowany jest na następujący podmiot Kancelaria Adwokacka Szymon Matusiak Kamień Pomorski ul. Szymanowskiego 1. Obecnie przed Sądem Rejonowym w Dzierżoniowie pod sygnatura akt IIK 7/22 toczy się postępowanie o znieważenie w związku z wysyłanymi SMSami.

Pytanie które na razie pozostaje bez odpowiedzi to: jaką tym razem ORA w Szczecinie znajdzie wymówkę aby nie zareagować właściwie na zachowanie adwokata sprzeczne z dobrymi obyczajami i normami nie tylko społecznymi. Jak widać dotychczasowe „kary” jakie otrzymał Szymon Matusiak nie są skuteczne aby mógł on zapanować nad swoimi emocjami.

Emeryt pożyczył 650 zł, a musi oddać ponad 92 tys. zł. Sąd Najwyższy: To lichwa w czystej postaci

Sąd Najwyższy uchylił postanowienie sądu w Mikołowie, który usankcjonował wysokość odsetek na poziomie 365 proc. w skali roku. W efekcie mężczyzna, który pożyczył 650 zł, musi oddać ponad 92 tys. zł. – To lichwa w czystej postaci – stwierdzili sędziowie.

Sprawa zaczęła się w 2004 r., kiedy emeryt z Mikołowa zawarł umowę z firmą kredytową. Mężczyzna pożyczył od spółki  650 zł. Za udzielenie kredytu musiał zapłacić 150 zł opłaty manipulacyjnej. Zgodnie z umową mikołowianin miał spłacić zobowiązanie w ciągu miesiąca. Zgodził się na zapłatę odsetek umownych wynoszących 1 proc. za każdy dzień zwłoki. W skali roku dawało to oprocentowanie na poziomie 365 proc.

Komornik zabrał mężczyźnie już 36 tys. zł, a odsetki urosły do 92 tys. zł

Mieszkaniec Mikołowa nie spłacił zadłużenia, więc w 2005 r. do sądu w Mikołowie trafił wniosek o zasądzenie od mężczyzny 2138 zł wraz z odsetkami. Sąd, działając w trybie uproszczonym, wydał postanowienie nakazujące mężczyźnie spłatę zobowiązań. Po uprawomocnieniu od razu nadano mu klauzulę wykonalności. 

Znajdujący się w trudnej sytuacji życiowej mężczyzna nie był w stanie spłacić zadłużenia. Komornik co miesiąc pobiera mu z emerytury 300 zł. I do tej pory na poczet zadłużenia ściągnął już ponad 36 tys. zł. Jednak w 2021 r. odsetki naliczone od zaciągniętej przez mikołowianina pożyczki wyniosły 92 tys. zł.

Sprawą zainteresowała się Prokuratura Generalna, która po analizie akt sądowych wniosła skargę do Sądu Najwyższego. Podkreślono w niej, że firma pożyczkowa nadużyła swojej dominującej pozycji, a sąd w Mikołowie powinien chronić konsumenta przed nieuczciwymi praktykami pożyczkodawcy.

Sąd Najwyższy: Doszło do rażącego naruszenia prawa, umowa była lichwiarska

Teraz sprawą zajął się Sąd Najwyższy, który uznał, że w tym przypadku doszło do „rażącego naruszenia prawa”. W jego ocenie sąd w Mikołowie autoryzował postanowienia o charakterze lichwiarskim.

Zdaniem sędziów SN kwota opłaty za udzielenie pożyczki, jak i regulamin dotyczący odsetek za zwłokę, sprzeciwiały się zasadom współżycia społecznego zakazującym stosowania lichwy.

„Oprocentowanie było blisko trzydziestokrotnie wyższe od odsetek ustawowych obowiązujących w 2004 roku, a kształtujących się wówczas na poziomie 12,25%” – podkreślili sędziowie Sądu Najwyższego. Ich zdaniem umowa pożyczkowa generowała „pętlę” zadłużenia.

Sąd Najwyższy uchylił postanowienie sądu w Mikołowie w tej sprawie i wstrzymał dalszą egzekucję. Teraz mikołowski sąd jeszcze raz będzie musiał rozpoznać wniosek firmy pożyczkowej.

gazeta.pl

Adwokat ze Szczecina przegrał z kretesem swoją własną sprawę!!!

Kiedy wybieramy się do adwokata, znaczy się że sprawa jest poważna. Staramy się wybrać kogoś z polecania i godnego zaufania. Kogoś kto ma szansę wygrać naszą sprawę. A co w sytuacji kiedy w sprawię zaangażowany jest adwokat – jest stroną sprawy i ma czterech pełnomocników? Czy to znaczy że już jesteśmy skazani na przegraną?

Zacznijmy jednak od początku. Jest rok 2015 w Kurierze Szczecińskim ukazuje się krytyczny materiał prasowy o adwokacie Szymonie Matusiaku ze Szczecina. W materiale padają mocne zarzuty pod adresem prawnika, iż działał na szkodę swoich klientów oraz na szkodę jednej ze spółek.

Materiał bardzo nie spodobał się mecenasowi Matusiakowi jednak zwlekał on z wstąpieniem na drogę sądową prawie rok czasu. Co jednak ciekawe nigdy nie domagał się sprostowania rzekomo nieprawdziwych informacji od redakcji, wydawcy czy autorki tekstu jaki ukazał się w Kurierze Szczecińskim ale swoje oskarżenia skierował przeciwko rzekomemu informatorowi dziennikarzy. Adwokat Szymon Matusiak uzbrojony w czwórkę pełnomocników: adwokat Mikołaj Fiodorow, adwokat Anna Negowska, adwokat Maciej Robaszko, adwokat Kacper Stukan – rozpoczął swój bój sądowy.

Sąd Szczecin

Przebieg rozprawy jednak był inny od oczekiwań urażonego adwokata. Sprawa nie okazała się tak oczywista jak starał się to przedstawiać Szymon Matusiak. To tego jego pełnomocnicy zachowywali się dość niefrasobliwie. Na przykład kiedy sąd namawiał strony do ugody Ci tygodniami milczeli, byli słabo przygotowania, sąd musiał im udostępniać swoje akta aby mogli odczytać swoje pisma!!!

Sprawa trwała aż ponad 6 lat przechodząc przez wszystkie instancje Sąd Rejonowy, Sąd Okręgowy a także Sąd Najwyższy. W sumie kilkanaście rozpraw i wyrok kończący sprawę. Wyrok który był dla adwokata Szymona Matusiaka wielkim rozczarowaniem.

Wyrok w sprawie adwokata Szymona Matusiaka

Po sześciu latach procesu sąd wyjaśnił, że adwokat Szymon Matusiak nie ma racji i oskarżona przez niego osoba nie może być w żaden sposób ukarana. Próbowaliśmy się skontaktować z adwokatem ale w sms-ie przesłanym do naszej redakcji „zakazał nam publikacji na swój temat„. Próbowaliśmy także kontaktować się z kancelarią, która go reprezentowała – jednak także bez skutku.

Kancelaria Adwokacka reprezentująca adwokata Szymona Matusiaka

Jaki morał nasuwa się tej sprawy. Ano taki, iż nawet pięciu adwokatów ze Szczecina (adwokat Szymon Matusiak, adwokat Mikołaj Fiodorow, adwokat Anna Negowska, adwokat Maciej Robaszko, adwokat Kacper Stukan) nie dało rady wygrać sprawy, sprawy adwokata przeciwko zwykłemu człowiekowi, który został przez nich oskarżony.

Warto też dodać, iż nie jest to pierwsza osobista porażka adwokata Szymona Matusiaka, opisywaliśmy podobną sprawę już wcześniej – Kolejna klęska adwokata Szymona Matusiaka ze Szczecina.

Wyrok nie jest prawomocny.

LC

Kolejna klęska adwokata Szymona Matusiaka ze Szczecina

W 2015 roku jako pierwsi ujawniliśmy skandaliczne wpisy szczecińskiego adwokata na swoim profilu FB. Nasza informacja wywołała natychmiastowa reakcję ORA w Szczecinie, wpisy zostały usunięte ale mecenas nie został ukarany.

To na tyle rozzuchwaliło Matusiaka, iż w 2017 roku skierował przeciwko redaktorowi naczelnemu bezprawie.pl prywatny akt oskarżenia, zarzucając …. zniesławienie. Oczywiście zarzuty były wyssane z palca, ponieważ ujawniliśmy tylko to co napisała oskarżyciel na swoim publicznym profilu FB dostępnym dla każdego, nawet dla osób, które nie miały konta w tym popularnym serwisie społecznościowym.

A poziom „żartów” adwokata Szymona Matusiaka był taki jak poniżej.

Przez dwa lata toczył się przed SR w Szczecinie proces, proces bez precedensu, w którym skompromitowany swoimi „żartami” adwokat chciał przeprosin za publikacje. Sąd jednak nie miał wątpliwości i w dniu 18 kwietnia br wydał wyrok UNIEWINNIAJĄCY. Po raz kolejny Matusiak poniósł klęskę we własnej sprawie, tym bardziej musi to być bolesna klęska.

Wyrok nie jest prawomocny.

Czytaj także: https://www.bezprawie.pl/?p=546

Sędzia z zarzutami dyscyplinarnymi do resortu sprawiedliwości

Zarzut przewlekłości aż w 82 prowadzonych sprawach, niestosowanie się do zaleceń prezesa sądu, uchybienie godności urzędu sędziego. Mimo to praca w ministerstwie i podwójna pensja.

Mowa o sędzim Sądu Rejonowego w Olsztynie Tomaszu Koszewskim. Postępowanie dyscyplinarne przeciwko niemu zastępca rzecznika dyscyplinarnego wszczął pod koniec zeszłego roku. Nadal jest ono w toku. Tymczasem sędzia 18 czerwca br. został delegowany przez ministra sprawiedliwości do wykonywania czynności w podległym mu resorcie. Miał tam pracować do 17 grudnia br. Wczoraj okazało się jednak, że okres delegacji został sędziemu Koszewskiemu skrócony do 30 września br. Taką informację podało biuro prasowe MS po kilku dniach od zadania przez DGP pytań na temat okoliczności sprowadzenia sędziego do pracy w resorcie. Nie podano powodów takiej decyzji ministra.

– Sytuacja jest wprost niewiarygodna. To skandal, że dopiero interwencja dziennikarza spowodowała, że podjął on jedyną właściwą decyzję i skrócił okres delegacji sędziemu, na którym ciążą tak poważne zarzuty dyscyplinarne – komentuje Beata Morawiec, sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie, prezes Stowarzyszenia Sędziów Themis.
Zarzuty i skargi

Wszczęcie postępowania dyscyplinarnego przeciw sędziemu Tomaszowi Koszewskiemu potwierdza Piotr Schab, rzecznik dyscyplinarny.

– Zarzuty dotyczą naruszenia wymogów w zakresie sprawności postępowania sądowego w 82 sprawach, niestosowania się do poleceń nadzorczych oraz uchybienia godności sprawowanego urzędu – wylicza rzecznik.

Od sędziów sądu, w którym orzekał Koszewski, słyszymy, że przez ponad rok nie podejmował on żadnych czynności w sprawach. A prezes Sądu Okręgowego w Olsztynie ma ponoć „obszerną teczkę ze skargami sąsiadów na zakłócanie przez sędziego Koszewskiego porządku domowego i ciszy”. DGP zapytał o to prezesa SO w Olsztynie, nadal czekamy na odpowiedź.

Co istotne, gdy minister podejmował decyzję o delegowaniu sędziego Koszewskiego do MS, w gmachu przy Al. Ujazdowskich musiano wiedzieć o zarzutach. Biuro prasowe resortu poinformowało bowiem, że „odpis postanowienia Zastępcy Rzecznika Dyscyplinarnego przy Sądzie Okręgowym w Olsztynie z 8 grudnia 2017 r. SD 14/17 o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego przeciwko Tomaszowi Koszewskiemu – sędziemu Sądu Rejonowego w Olsztynie – wpłynął do Ministerstwa Sprawiedliwości 3 stycznia 2018 r.”. Czyli sześć miesięcy przed delegowaniem go do resortu.
Oburzenie środowiska

Sytuacja nie dziwi Krystiana Markiewicza, prezesa Stowarzyszenia Sędziów „Iustitia”.

– Tak się jakoś składa, że część sędziów, którzy przebywają na delegacjach w resorcie sprawiedliwości, ma albo prawomocne wyroki skazujące sądów dyscyplinarnych, albo postępowania dyscyplinarne w toku – zauważa.

Jako pierwszy i koronny przykład podaje wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka, który został uznany za winnego prowadzenia wykładów bez zgody prezesa swojego sądu.

Markiewiczowi wtóruje Beata Morawiec.

– Przypadek sędziego Koszewskiego tylko potwierdza to, w jaki sposób minister dobiera kadry, które później pracują nad tzw. reformą sądownictwa. W środowisku mówi się nawet, że posiadanie choć jednej dyscyplinarki jest warunkiem koniecznym do tego, aby otrzymać delegację do resortu – ironizuje krakowska sędzia.

Delegacja do MS jest odbierana w środowisku sędziowskim jako swego rodzaju wyróżnienie, nagroda. Sędzia delegowany otrzymuje bowiem podwójną pensję (jedną ze swojego sądu, drugą z resortu), no i w okresie delegacji nie orzeka, a jego sprawy trafiają do referatu innych sędziów. Tak też było w przypadku sędziego Koszewskiego.

Referat, jaki zostawił po sobie Koszewski, jak słyszymy w jego sądzie, był w opłakanym stanie.

– Dziesiątki spraw leżały. W wielu od momentu ich wpływu sędzia Koszewski nie podjął żadnej czynności. A później poszedł na delegację i cały ten bałagan spadł na pozostałych sędziów, pomiędzy których rozdysponowano sprawy z jego referatu – żali się jeden z orzekających w olsztyńskim sądzie.
W gąszczu niedomówień

Ministerstwo Sprawiedliwości nie udzieliło informacji na temat tego, do jakiego wydziału w resorcie trafił sędzia Koszewski ani czym się zajmował w czasie delegacji.

Do całej sytuacji nie odniósł się sam zainteresowany, pomimo że, za pośrednictwem biura prasowego MS, pytaliśmy, czy chce zabrać głos i odnieść się do zarzutów stawianych mu przez rzecznika dyscyplinarnego.

Jeden z sędziów zwraca nam natomiast uwagę na fakt, że Koszewski orzeka w sądzie, którym obecnie kieruje Maciej Nawacki. Zastąpił on na stanowisku prezesa SR w Olsztynie Adama Barczaka, który został odwołany przez ministra sprawiedliwości w kontrowersyjnym trybie. Nota bene to właśnie Barczak był autorem poleceń nadzorczych, do których, jak twierdzi zastępca rzecznika dyscyplinarnego, Koszewski się nie stosował. Nawacki przyjął ministerialną propozycję pokierowania olsztyńskim sądem pomimo apeli stowarzyszeń sędziowskich, aby nie obejmować funkcji po wyrzucanych kolegach. Sędzia Maciej Nawacki, także wbrew wezwaniom środowiska, wystartował w wyborach i został wybrany do nowej, kształtowanej przez polityków Krajowej Rady Sądownictwa.

gazetaprawna.pl

Oskarżyciel Piaseczny skarży Polskę do Strasburga. Bo nie pozwolono mu zostać sędzią. W tle pismo Święczkowskiego

Prokurator Andrzej Piaseczny, któremu prezydent Andrzej Duda odmówił w czerwcu 2016 r. powołania na stanowisko sędziego, wniósł skargę, do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Podobne skargi wniosło także kilku sędziów. Sprawa Piasecznego jest jednak wyjątkowa – interweniował w niej osobiście prokurator krajowy Bogdan Święczkowski. Czy miał prawo wypowiadać się w sprawie nominacji sędziowskiej?

– Z całą pewnością jest to niedopuszczalne – ocenia prof. Marek Chmaj, który reprezentuje prokuratora w sprawie przed trybunałem.

Prokurator Piaseczny a sprawa Święczkowskiego i Ocieczka

Piaseczny przez lata pracował w wydziale śledczym warszawskiej prokuratury okręgowej. Po zawiadomieniu ABW w 2008 r. prowadził przez dwa lata sprawę ewentualnego przekroczenia uprawnień przez prokuratorów Święczkowskiego oraz Grzegorza Ocieczka (dziś wiceszef CBA).

Chodziło o ich działalność w 2007 r. – Święczkowski był wówczas szefem ABW, a Ocieczek jego zastępcą. Podejrzewano, że obaj zmuszali podległych im funkcjonariuszy Agencji do nielegalnego podsłuchiwania Wojciecha Brochwicza, adwokata i byłego wiceszefa kontrwywiadu Urzędu Ochrony Państwa. W ten sposób chciano ponoć rozpracować jego kontakty z politykami PO.

Aby pociągnąć Święczkowskiego i Ocieczka do odpowiedzialności, konieczne było uchylenie im prokuratorskiego immunitetu. Na to nie zgodził się jednak w 2010 r. koleżeński sąd dyscyplinarny. Piaseczny stracił sprawę, a kolejny prokurator ją umorzył.

Prokurator chce zostać sędzią

W 2015 r. Piaseczny zdecydował się na przejście do zawodu sędziego. Po wygranym konkursie Krajowa Rada Sądownictwa przedstawiła prezydentowi jego kandydaturę. Uzasadniała, że „posiada duże i różnorodne doświadczenie oraz wysokie kwalifikacje zawodowe”. Pozytywne opinie Piasecznemu wystawili jego przełożeni w prokuraturze oraz sędzia wizytator od spraw karnych. Na „tak” w sprawie jego przejścia do sądownictwa były także organy samorządu warszawskich sędziów.

W czerwcu 2016 r. prezydent Andrzej Duda odmówił jednak kilku osobom powołania na stanowiska sędziowskie. Wśród nich znalazł się także Piaseczny.

Miesiąc przed decyzją Dudy prokurator krajowy Bogdan Święczkowski napisał list do Andrzeja Dery z Kancelarii Prezydenta. Wrócił w nim do sprawy z 2010 r. prowadzonej przez Piasecznego i przypomniał, że „Analiza materiałów (…) potwierdziła bezzasadność kierowanych wniosków o uchylenie immunitetu w stosunku do prokuratora Bogdana Święczkowskiego oraz prokuratora Grzegorza Ocieczka”. Święczkowski tłumaczy, że materiały ze sprawy są niejawne. Ale zaznacza, że następca Piasecznego sprawę umorzył i jego decyzję utrzymał w mocy sąd.

– To pismo składane „bez żadnego trybu”. Opiniowanie i ocena kandydata na sędziego odbywa się tylko na etapie KRS – mówi jeden z prokuratorów.

Piaseczny, który ma tytuł prokuratora prokuratury okręgowej, został delegowany do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów. Pod decyzją o delegacji podpisał się… Bogdan Święczkowski.

Piaseczny (podobnie jak kilku innych niepowołanych przez Andrzeja Dudę sędziów) złożył skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Pod koniec grudnia 2016 r. sąd ją odrzucił. Uznał, że kompetencja prezydenta RP – zarówno w zakresie powołania do pełnienia urzędu na stanowisku sędziego, jak i odmowy powołania – jest specjalną prerogatywą prezydenta RP jako głowy państwa. Stanowiska sądu pierwszej instancji podtrzymał Naczelny Sąd Administracyjny.

Niepowołani wnieśli skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Podnoszą, że spełnili wszystkie wymagania ustawowe, przeszli procedurę kwalifikacyjną, zatem – w ich ocenie – prezydent nie miał prawa arbitralnie odmówić im nominacji. Zarzucają, że uniemożliwiono im dostęp do służby publicznej. Do tego sądy odmówiły im merytorycznego rozstrzygnięcia ich spraw.

gazeta.pl

Szykany i presja na sędziów, czyli brudna gra o wyrok w sprawie działaczy KOD

Kolejne szykany dotykają suwalskiego sędziego Dominika Czeszkiewicza, który w styczniu ubiegłego roku uniewinnił działaczy KOD. Celem może być zastraszenie innego sędziego orzekającego w tej sprawie. Interwencję zapowiedział rzecznik praw obywatelskich.

O szykanach wobec dwóch sędziów, którzy uniewinnili działaczy KOD w procesie o zakłócanie otwarcia wystawy poświęconej gen. Andersowi, „Wyborcza” informowała już w styczniu. Wobec sędziego Dominika Czeszkiewicza, który wydał pierwszy wyrok uniewinniający, zainicjowano dyscyplinarkę. Pretekstem do tego stały się rzekome uchybienia w wyznaczeniu terminu przesłuchania małoletniej w innej sprawie. Kolegium Sądu Okręgowego w Suwałkach, które zainicjowało postępowanie dyscyplinarne, kieruje Jacek Sowul, nowo powołany przez Zbigniewa Ziobrę prezes sądu. Co istotne, Sowul uchylił w kwietniu ubiegłego roku wyrok w sprawie działaczy KOD i przekazał ją do ponownego rozpatrzenia. Jak ustalili reporterzy TVN 24, sędzia na kilka dni przed orzeczeniem spotkał się z wiceministrem sprawiedliwości Łukaszem Piebiakiem.

Kłopoty ma także Piotr Taraszakiewicz, który podtrzymał uniewinnienie ludzi z KOD. Jako przewodniczący wydziału karnego dostał upomnienie administracyjne za… brak prawidłowego nadzoru nad sędzią Czeszkiewiczem. Karę wymierzyła mu prezes Sądu Rejonowego w Suwałkach powołana przez Zbigniewa Ziobrę.

Dyskredytujący anonim

Szykany trwają. Do prezesa Sowula wpłynął anonimowy donos na Czeszkiewicza. Według informacji „Wyborczej” zarzuca się w nim sędziemu, że w godzinach pracy biegał, jeździł na rowerze, robił zakupy i odprowadzał dziecko do szkoły. „Pan prezes J. Sowul stwierdził, że są to konkretne zarzuty przewinień służbowych i należy przekazać tę kwestię do zbadania przez zastępcę rzecznika dyscyplinarnego” – czytamy w protokole z kolegium sądu okręgowego. Zarzuty z anonimu służą również do dyskredytowania Czeszkiewicza w przychylnych władzy lokalnych mediach.

– Kwestia wyznaczenia terminu przesłuchania kompletnie nie nadaje się na postawienie zarzutów dyscyplinarnych, dlatego zaczęto szukać innego pretekstu, by ukarać sędziego – mówi Beata Morawiec, prezes stowarzyszenia sędziów Themis, odwołana przez Zbigniewa Ziobrę ze stanowiska prezesa Sądu Okręgowego w Krakowie. – Nadawanie biegu anonimom i kierowanie ich do zas-tępcy rzecznika dyscyplinarnego nie mieści się w kanonach przyzwoitości. Paskudne metody – dodaje.

– Dostaję w kość z różnych stron. Zastawiam się, skąd nadejdzie kolejne uderzenie i za co. Powoli przyzwyczajam się do szykan. Oprócz zainicjowanego postępowania dyscyplinarnego szuka się na mnie haków i grozi wytykami. Wciąż muszę się tłumaczyć. Ale takie kroki to przede wszystkim sygnał ostrzegawczy dla pozostałych sędziów – mówi „Wyborczej” sędzia Dominik Czeszkiewicz.

Kolejny atak na Czeszkiewicza przypuścił Ryszard Filipow, wiceprzewodniczący wydziału karnego w Sądzie Okręgowym w Suwałkach – przeanalizował orzecznictwo dotyczące kar łącznych (dotyczą skazanych odpowiadających za kilka przestępstw) i wykrył, że sędzia Czeszkiewicz ma na koncie nietrafne rozstrzygnięcia. Kolegium sądu okręgowego przekazało również tę sprawę rzecznikowi dyscyplinarnemu. Co ciekawe, Filipow także orzekał w sprawie KOD i uchylił w przeważającej części drugi wyrok uniewinniający.

Morawiec: – Zarzucane sędziemu uchybienia są efektem zmiany linii orzeczniczej sądu apelacyjnego w sprawach dotyczących wyroków łącznych. Wszystko to wygląda, jakby szukano kija, by uderzyć w Czeszkiewicza.

Do trzech razy sztuka

Sprawa działaczy KOD wróciła właśnie trzeci raz do pierwszej instancji. Tym razem do sędziego Tomasza Szeligowskiego. – Współczuję sędziemu, który obecnie rozstrzyga sprawę. Jest pod wielką presją – uważa Czeszkiewicz.

– Jest oczywiste, że głównym celem szykan jest wywarcie wpływu nie na sędziego Czeszkiewicza, ale na sędziego, który teraz rozstrzyga sprawę KOD. To także komunikat dla wszystkich sędziów w Polsce, którzy orzekają nie po myśli tego czy innego ministra – mówi „Wyborczej” jeden z prawników, który zna szczegóły sprawy.
RPO interweniuje

W sprawie Czeszkiewicza po naszej publikacji będzie interweniował rzecznik praw obywatelskich. – Podejmiemy z urzędu opisaną dziś sprawę. Skierujemy wystąpienie do prezesa sądu – dowiedziała się w piątek „Wyborcza” ze źródeł w biurze RPO.

gazeta.pl